Napisałem już kilka (a może kilkanaście ?) blogów o mojej ukochanej Burgundii, ale ciągle odczuwałem jakieś bliżej nieokreślone uczucie niedosytu.
Dzisiaj rano tzn. w ostatnim dniu Starego Roku 2010, doszedłem do wniosku, iż takim brakującym ogniwem powinien być blog bardziej personalny. Blog który opisze moje osobiste odczucia z tej bajkowej [ przynajmniej dla mnie ] krainy. Blog, który przybliży postaci moich przyjaciół tam spotkanych, ulubione miejsca, ale również ulubione sposoby spędzania czasu. To znaczy spędzania wolnego czasu kiedy nie jestem związany pracą z moimi klientami – enoturystami.
MOJE BURGUNDZKIE FOTOREPORTAŻE
MOI PRZYJACIELE, BURGUNDCZYCY: J-C BERNARD I ŻANNA, BEATA, SOPHIE, J-J HEGNER, FRANÇOISE, VADIM, RIKITIKI...
Jean-Claude Bernard i jego rodzina są właścicielami najlepszego, najelegantszego, najlepiej położonego, serwującego mega-najlepsze śniadania Hotelu Le Cep**** należącego do słynnej sieci hotelowej Small Luxury Hotels.
Nie dość tych superlatyw to jest zlokalizowany tuż obok rynku w Beaune, innymi słowy, "jądra" całej winiarskiej Burgundii, a z kolei tak gościnnego personelu i autentycznej opiekuńczości z ich strony chyba jest trudno uświadczyć gdzie indziej.
Z obowiązku kronikarskiego dodam, iż Żanna, małżonka JCB jest Ukrainką, a w samym hotelu, pośród gości jeżeli "na chwilę" nie ma JCB , to jest na miejscu zawsze jego tata. Zupełnie jak u Leflaive'a.
O Beacie trudno mi pisać bo emocje nie pozwalają, a serce wali jak młotem. Cóż tutaj dużo mówić. Beata jest piękna. Beata jest zmysłowa. Beata jest zjawiskowa, a kiedy śpiewa "Non, je ne suis pas d'ici" to ciarki przechodzą również po plecach.
Natomiast z rzeczy przyziemnych Beata jest polską piosenkarką osiadłą od lat w Beaune i mieszkająca dosłownie 5 minut spacerkiem od w/w Hotel Le Cep.
Skoro natomiast już się rozmarzyłem i podjąłem się tego niewyobrażalnie wielkiego ryzyka pisania o pięknych i atrakcyjnych kobietach, to nie mogę tutaj nie wspomnieć Sophie. Nie mogę również nie podzielić się moim najbardziej skrytym marzeniem, a mianowicie takim, aby móc zwiedzać Beaune CODZIENNIE z pewną przewodniczką.
A imię jej - Sophie.
Sophie, Guide Licencié de la ville de Beaune
Inną zupełnie nietuzinkową postacią jest Jean Jacques Hegner. Nazywam go czasem L'Homme Orchestre bo nie tylko jest założycielem i właścicielem pierwszego w Burgundii Wine Bar'u (Le Bistrot Bourguignon), winiarzem bardzo dużego formatu, sommelier'em (oczywiście), prawdziwym smakoszem jakiego rzadko uświadczysz, to jeszcze na dodatek wszystkiego muzykiem (vide: Beata, Pascal, Olivier, Julie - córka Olivier'a, piosenkarka) i założycielem renomowanego, corocznego festiwalu Jazz à Beaune . Ten konkretny festiwal jest dla mnie zawsze nie lada gratką, bowiem każdy, nawet najmniejszy koncert jest zawsze sponsorowany przez jednego lub kilku winiarzy i w cenie biletu jest przewidziana permanentna degustacja ich burgundów.
JJH
JJH szczególnie cenię i poważam, bowiem jego brzuszek nie jest wcale wiele mniejszy od mojego.
Szereg osób pośród wymienionych wyżej nie urodziło się wcale w Burgundii, ale w istocie rzeczy traktuję ich jako moich przyjaciół Burgundczyków z uwagi na fakt, iż chyba są bardziej "burgundzcy" od szeregu prawdziwych tubylców.
Wcześniej wymieniłem już Pascal'a, który pochodzi z Niemiec, Mei (Chinka)i naszą krajankę Beatę.
Nie może tutaj również zabraknąć miejsca dla takich zupełnie nietuzinkowych postaci jak Françoise i Vadim.
Françoise, jest pochodzenia Bretonką, która dzierży super silną pozycję dyrektorki Office du Tourisme, Beaune. Piszę "dzierży" bowiem jest to w istocie rzeczy kobieta - dynamit, co przy jej ogromnej urodzie i przesympatycznym usposobieniu wróży na przyszłość bardzo dobrze Beaune, światowej stolicy burgundów.
Niestety, w swoich zbiorach nie mam zdjęcia Françoise, z tej prostej przyczyny, iz ile razy z nia rozmawiam to zapominam o bożym świecie. Nich więc substytutem jej foto będzie poniższy konterfekt, damy łudząco podobnej do F.:
Vadim'a pozostawiłem na sam deser tej wyliczanki bowiem podobnie do nas, ma słowiańska duszę. Pochodzi z niedalekiej Białorusi i najpierw studiował jakieś strasznie skomplikowane nauki bardzo ścisło-fizyczne na Uniwersytecie w Heidelbergu gdzie się doktoryzował, ale potem stwierdził jednoznacznie , iż jego prawdziwym powołaniem życiowym jest zupełnie inna dziedzina. A właściwie dwie dziedziny: enologia / sommelierstwo i .......tango argentyńskie. Super ! Prawda ?
Vadim
Innym "Burgundczykiem" z tzw. desantu jest Rafał Rikitiki, który nie dość że nie urodził się wcale w Burgundii to jeszcze mieszka, na Piotrkowskiej. Tak, tak, na Piotrkowskiej w Łodzi.
Rikitiki jest kierowcą naszej WINETAXI, a spotkałem go przez zupełny przypadek....w Beaune. Otóż polecił mi go mój klient, który zlecił mu przewiezienie swoich "burgundzkich" zakupów do Polski. Rzeczony transfer miał się odbyć przy pomocy dostawczego Mercedesa Vito wraz kierowcą.
Dlatego piszę o tym aż tyle, bowiem kierowcą, który przyjechał z Polski okazał się właśnie Rafał. Ale najbardziej zdumiewające dla mnie było to, iż chłopak ten w ciągu dwóch wspólnie spędzonych dni, autentycznie tak "połknął" bakcyla Burgundii, iż stał się (podobnie jak ja sam) bardziej burgundzki niż wielu rodowitych Burgundczyków.
Należy jednak uważać, bowiem Rikitiki jest bardzo, bardzo niebezpieczny. Od pierwszego dnia naszych wspólnych peregrynacji okazało się na ten przykład, iż nie może żyć bez....KIRa. Z drugiej z kolei strony jest tzw. chłopakiem z zasadami i nigdy nie siada za kółkiem "po kielichu". Czasem bardzo mi żal Rikitikiego, kiedy widzę jak usiłuje rozwiązać ten węzeł gordyjski. Podobnie zresztą do R., ja sam jestem "uzależniony" od Crémant de Bourgogne, Brut, Rosé. Tyle tylko, że ja, na całe szczęście, nie muszę prowadzić naszych automobili.
To co przed chwilą napisałem to oczywiście żart. Trzeba bowiem tutaj nadmienić, iż kultura wina w Burgundii, jest najwyższa z możliwych. Pociąga to za sobą zupełnie zdumiewający fakt statystyczny, jednoznacznie stwierdzający, iż konsumpcja alkoholu per capita jest tutaj najmniejsza w całej Francji !