Napisałem już kilka (a może kilkanaście ?) blogów o mojej ukochanej Burgundii, ale ciągle odczuwałem jakieś bliżej nieokreślone uczucie niedosytu.

Dzisiaj rano tzn. w ostatnim dniu Starego Roku 2010, doszedłem do wniosku, iż takim brakującym ogniwem powinien być blog bardziej personalny. Blog który opisze moje osobiste odczucia z tej bajkowej [ przynajmniej dla mnie ] krainy. Blog, który przybliży postaci moich przyjaciół tam spotkanych, ulubione miejsca, ale również ulubione sposoby spędzania czasu. To znaczy spędzania wolnego czasu kiedy nie jestem związany pracą z moimi klientami – enoturystami.

BURGUNDZKA LISTA PRZEBOJÓW, MOJA LISTA OSOBISTA

Nicolas Rossignol:


Poniżej przedstawiam BURGUNDZKĄ, SUBIEKTYWNĄ LISTĘ PRZEBOJÓW. Innymi słowy, maksymalnie skróconą listę moich ulubionych apelacji i konkretnych burgundów.

Maksymalnie skróconą, bowiem między Bogiem a prawdą, jeszcze nie udało mi się spotkać z burgundem, na którym byłbym się zawiódł. Staram się jak mogę i nie ustaję w wysiłkach, ale ciągle nic i nic....

Z drugiej strony autentycznie się cieszę, iż nie muszę, w związku z tym, przeżywać horrendalnych katuszy, jak to miało miejsce podczas naszego tradycyjnego, noworocznego obiadu (01/01/11). Otóż, imaginuj sobie drogi czytelniku (a może czytelniczko ?) tego bloga, iż do iście perfekcyjnie spreparowanego ptaszydła, popularnie zwanego kaczką pieczoną, z jabłkami zresztą - podano wino. KTOŚ (nie powiem kto) przytaszczył w związku z rzeczoną okazją, z jakiegoś warszawskiego supermarketu wino czerwone wytrawne, o jakże kuszącej zaiste nazwie: BAROLO(sic!). Podczas obiadu nie mogłem zrozumieć dlaczego dobry Bóg aż do tego stopnia mnie pokarał, iż musiałem zdegustować takowy płyn. Z drugiej strony pomyślałem sobie jednak, iż wdzięczność moja nie powinna mieć żadnych granic, bowiem przecież dobry los pokazał mi czym naprawdę są burgundy.

LISTA CZERWONA

APELACJE:
*GEVREY-CHAMBERTIN (Côtes de Nuits)
*VOLNAY (Côtes de Beaune)
BURGUNDY:
*Gérard Quivy, Gevrey Chambertin, Grand Cru, "Charmes", 2005
*Nicolas Rossignol, Volnay, Premier Cru, "Les Caillerets", 2005

Gérard Quivy











LISTA BIAŁA

APELACJE:
*RULLY
*CHASSAGNE-MONTRACHET

BURGUNDY:
*Olivier Léflaive, Rully Premier Cru "Vauvry", 2007
*Olivier Léflaive, Chassagne-Montrachet Premier Cru "Abbaye de Morgeot", 2007

LISTA BIO (UPRAWY BIODYNAMICZNE)

CZERWONE:
*Didier Montchovet, Beaune Premier Cru "Aux Coucherias", 2004


BIAŁE:
*Domaine du Chassornay à St Romain, Fred Cossard, Les Bigottes, 2007

LISTA BĄBELKOWA
*Crémant de Bourgogne, Domaine Fouquerand à La Rochepot, Brut, Rosé
_________________________________________________
KOMENTARZ

Jest jeszcze kilka apelacji, które wysoko sobie cenię, ale się, niestety, nie zmieściły w tej ścisłej czołówce, a są nimi: Clos de Vougeot, Pommard, Beaune, Hautes Côtes de Beaune, St Romain, Santenay i Pouilly-Fuissé.

*GEVREY-CHAMBERTIN:

to nie tylko moja ulubiona apelacja, ale również wielkich tego świata. Niech wymienię Thomasa Jeffersona, Guy de Maupassant'a, Napoleona Bonaparte, J.F.Kennedy'ego i wielu, wielu innych.....

Ilekroć ( a działo się to nad wyraz często) armia napoleońska maszerowała pośród winnic G-C, żołnierze mieli surowy rozkaż salutowania winnicom.

Z kolei pewien poeta francuski, również członek fan klubu G-C powiadał:

Imienia dziewczyny już nie pamiętam,
Miejsca gdzie to było, tez już nie pomnę,
ale, wino, wino to było Gevrey-Chambertin.


*VOLNAY:

TO JEST TO !

Jestem zupełnie zauroczony, tak samymi burgundami tej apelacji, jak i samym village, leżącym pomiędzy Meursault a Pommard, i gdzie prawie połowa winiarzy to słowiki (Rossignol).

Zdaniem jednego z nich (Domaine Galantenay) VOLNAY to kwintesencja:

* finezji
* elegancji
* subtelności


C'est tout.


Inaczej mówiąc:

Kropla kunsztu, w oceanie czerwonych win

*RULLY:
obie bardzo, bardzo przeze mnie lubiane apelacje, a więc tak Rully, jak Givry leżą już w Côte Chalonnaise, a więc najbardziej na południe w całej Burgundii (jeszcze dalej jest już tylko Beaujolais, ale tam uprawia się już inny szczep - gamay). Taka , a nie inna lokalizacja właśnie, sprawia to, iż jest w tych winach więcej "słońca", mają więcej owocu, są bardziej zaokrąglone i aksamitne co osobiście bardzo mi odpowiada. Obie apelacje (Givry w swoim białym wydaniu) harmonizują się perfekcyjne z pyszną la pochouse.

*CHASSAGNE-MONTRACHET:

tutaj nie tyle już chodzi o same burgundy, ale moja bezgraniczna sympatia do tej konkretnej apelacji jest niejako "po znajomośći". Otóż [jak piszę w innym miejscu tego bloga] jednym z moich ulubionych zajęć kiedy tylko mam "wolne" jest spędzenie pikniku w opuszczonym opactwie Abbaye de Morgeot i otaczającej go winnicy 1er Cru, na moim "osobistym murku z widokiem...". Ponadto, iż jest tutaj zniewalająco pięknie, prawie cała winnica należy do mega sympatycznej księżnej Magenta (Comtesse de Magenta). Madame la Comtesse, z kolei część swoich zbiorów odsprzedaje co roku mojemu przyjacielowi Olivier'owi Leflaive, który z kolei wytwarza z nich w/w Chassagne-Montrachet Premier Cru "Abbaye de Morgeot", 2007 Pytanie retoryczne brzmi więc:
jak w podobnej sytuacji nie pokochać tej konkretnej apelacji ?

Olivier Léflaive

(ten w kapeluszu)


*Didier Montchovet, Beaune Premier Cru "Aux Coucherias", 2004: Didier'owi i w ogóle uprawom biodynamicznym zamierzam wkrótce poświęcić osobny rozdział tego bloga. Innymi słowy nie będę Cię, mój drogi czytelniku (czy też czytelniczko) niepotrzebnie teraz zanudzał.

*Domaine du Chassornay à St Romain, Fred Cossard, Les Bigottes, 2007:
TOTALNA SENSACJA. Nigdy nawet nie przypuszczałem, iż można stworzyć takie wino. A właściwie to już nie jest żadne tam wino. To jest PRAWDZIWE DZIEŁO SZTUKI. Le goût du terroir (smak / refleks terroir)jest tak nieprawdopodobnie ekspresyjny, iż odnosi się nieodparte wrażenie konsumowania go [terroir] pełnymi garściami, natomiast sam burgund, już wcale nie przypomina wina, ale racej skoncentrowany sok winogronowy.

*Crémant de Bourgogne, Domaine Fouquerand à La Rochepot, Brut, Rosé:

podobnie jak w przypadku Les Bigottes, nie ma tutaj najmniejszych wątpliwości, iż akurat ten konkretny crémant jest samotnym liderem. Uwarunkowania są tutaj niejako, powiedziałbym historyczno-nostalgiczne. Otóż kiedy po raz pierwszy "osiadłem" na dłużej w Bourgogne, moją gospodynią w przeuroczym chambre d'hôtes (pokój gościnny, Bed&Breakfast) w La Rochepot, u stóp XII-o wiecznego zamczyska jak z bajki, była Véronique Fouquerand. Véronique dbała o mnie jak o własnego syna, co m.in. przejawiało się w codziennym przygotowywaniu w równie czyściuteńkim, co przestronnym i wygodnym saloniku na dole, niepowtarzalnych burgundzkich śniadań (np. przepyszne domowe konfitury z cieplutkimi croissant'ami itp.). Nie omieszkiwała ona również uzupełniać w miarę potrzeb (tzn.codziennie) mojej lodówki w różowego crémant rodzinnej produkcji. Nadmienić tutaj jestem zmuszony, iż bardzo szybko stwierdziłem, iż nie ma nic lepszego jak zacząć dzień znojnej pracy od kieliszeczka zimnego crémant de Bourgogne, rosé. Sam, osobiście wpadłem na ten genialny pomysł, a wynikł on bezpośrednio z faktu, iż musiałem zagospodarować jakoś wolny czas potrzebny na zaparzenie się świeżej, porannej kawy. Dodam jeszcze od siebie, iż butelczyny dostarczane mi przez moją gospodynię były tzw. butelkami "surowymi", a więc bez żadnych etykiet, a także bez koszulki na szyjce. Prosto z caveau.

Chyba nie powinienem tego pisać, ale jedna z rozlicznych ułomności mojego charakteru powiodła mnie rychło ku innemu, epokowemu zaiste odkryciu:

DZIEŃ ROZPOCZĘTY KIELISZECZKIEM CRÉMANT DE BOURGOGNE TO DZIEŃ UDANY.
DZIEŃ ROZPOCZĘTY KIELISZECZKIEM CRÉMANT DE BOURGOGNE, ROSÉ TO DZIEŃ ZE WSZECH MIAR UDANY


La Rochepot: