Napisałem już kilka (a może kilkanaście ?) blogów o mojej ukochanej Burgundii, ale ciągle odczuwałem jakieś bliżej nieokreślone uczucie niedosytu.

Dzisiaj rano tzn. w ostatnim dniu Starego Roku 2010, doszedłem do wniosku, iż takim brakującym ogniwem powinien być blog bardziej personalny. Blog który opisze moje osobiste odczucia z tej bajkowej [ przynajmniej dla mnie ] krainy. Blog, który przybliży postaci moich przyjaciół tam spotkanych, ulubione miejsca, ale również ulubione sposoby spędzania czasu. To znaczy spędzania wolnego czasu kiedy nie jestem związany pracą z moimi klientami – enoturystami.

NO TO JEDZIEMY DALEJ - POMMARD



OK.

E-butik DOOKOLAWINA ruszył z kopyta, wisi w sieci, reakcje np. na fejsbuku są raczej przychylne. Nie hurra-entuzjastyczne, ale na pewno ani nie zgryźliwe ani złośliwe. Fejsbukowa grupa DOOKOLAWINA, po dwóch dniach działania liczy sobie blisko 400 członków. Rodzime środowisko winiarskie nabrało wody w usta i milczy solidarnie.

Już nie będę rekapitulował gdzie dotychczas byliśmy w naszej wędrowce po Burgundii, co oglądaliśmy i jakie wina degustowaliśmy, bo do końca życia nie skończę tej sagi.

Dzisiaj pojedziemy dalej na południe i dotrzemy do Pommard.

Wyjeżdżamy więc przy pomocy Boulevard Bretonnière z Beaune, przy której
to ulicy mieści się m.in. jedna z najsłynniejszych ikon Burgundii, a mianowicie wytwórnia musztardy Dijon (Moutarderie Fallot) gdzie do dzisiaj dnia stosuje się najstarsze metody produkcji tego smakołyku. Żarna, na ten przykład, na których miele się gorczycę, są kamienne i sprawiają wrażenie jakby były jeszcze ze Średniowiecza. A może rzeczywiście są ?

Przy samym wylocie z Beaune, czeka na nas spore rondo, które jest bardzo ważnym rondem. Ważnym dlatego, że to tutaj właśnie należy podjąć ostateczną decyzję, którą drogę wybrać. O ile skręcimy w lewo, to dojedziemy do autostrady - zupełnie bez sensu. O ile pojedziemy prosto, to będzie już nieco lepszy wybór. Będziemy się wówczas poruszać po Route Departementale 974 (RD 974), która łączy ze sobą wszystkie villages po drodze. Najlepszy jednak wybór to z ronda skręcić lekko w prawo, i wtedy, również od village do village, ale za to cały czas winnicami, pomiędzy murkami i super wąskimi zaułkami. Uroczo, urokliwie i nad wyraz romantycznie.

Pommard jest położone kilka, tzn 7-8 km od ronda, więc w chwilę później już tam jesteśmy. Powiem szczerze, że osobiście jakoś ciągle nie mogę się przekonać ani do tego miasteczka, ani do burgundów lokalnej apelacji. Moim, zupełnie subiektywnym zdaniem, tak samo village, jak tutejsze wina, pozbawione są zarówno wyrazu, jak i charakteru.

Burgundy apelacji Pommard zrobiły onegdaj prawdziwą furorę na rynku amerykańskim i chyba stąd bierze się ich ogromna sława. Nie ma tutaj żadnej winnicy apelacji Grand Cru (aczkolwiek ostatnio, tutejsi winiarze wystąpili o to do INAO i chyba w stosunkowo niedługim czasie powinni ją uzyskać).

Pommardy, generalnie są cięższe, bardziej obfite i pełniejsze niż pozostałe czerwone burgundy. Osobiście najbardziej sobie cenię Pommard Villages. Victor Hugo określił ich suknię jako walkę dnia z nocą, są bowiem głęboko czerwone, a właściwie to rubinowe, z charakterystycznymi, fioletowymi refleksami. W nosie czarne jagody, jeżyny, porzeczki, pestki wiśni i dojrzałe śliwki. Oznaką dojrzałości są nuty skóry, czekolady i pieprzu. Z upływem lat możliwa jest ewolucja w kierunku nut kocich i dzikich zwierząt. Strukturę mają delikatną, ale zdecydowaną. W ustach bogaty owoc zrównoważony silnymi taninami.

Podsumowując: bogate i obfite wina o sporym ciele i mięsistości.

Poza samymi pommardami, niewątpliwą atrakcją jest tutaj Château de Pommard. Wjeżdżając do miasteczka od strony winnic, dosyć trudno go znaleźć, ale za to od strony, wyżej wspomnianej RD974 - wspaniale widoczny. Widoczny w tle swojej własnej winnicy (clos, chyba Premier Cru, ale nie jestem pewien), pyszniącej się na całej przestrzeni pomiędzy szosą, a zamkiem. Do samego château, też nie mam jakoś specjalnej melodii, pomimo, iż jest tutaj stała ekspozycją prac Salvadora Dali, no i piękne piwnice, a w nich piękne degustacje.

Natomiast sam park przy-zamkowy jest zaiste nadzwyczajnej urody.


Jest jednak jedna rzecz, którą autentycznie bardzo lubię i cenię w Pommard. Nie jest to właściwie rzecz, tylko osoba. Winiarz ów , nazywa się Gilles Brzezinski i mieszka u samego wylotu z Pommard w kierunku Meursault (ostatni budynek po prawej). Oczywiście tak, jak większość osób noszących tutaj polsko brzmiące nazwiska nie mówi ani słowa po naszemu. Natomiast Gilles jest chyba najbardziej sympatycznym, otwartym i pogodnym
winiarzem jakiego udało mi się kiedykolwiek spotkać podczas burgundzkich peregrynacji.

(cdn...)