Napisałem już kilka (a może kilkanaście ?) blogów o mojej ukochanej Burgundii, ale ciągle odczuwałem jakieś bliżej nieokreślone uczucie niedosytu.

Dzisiaj rano tzn. w ostatnim dniu Starego Roku 2010, doszedłem do wniosku, iż takim brakującym ogniwem powinien być blog bardziej personalny. Blog który opisze moje osobiste odczucia z tej bajkowej [ przynajmniej dla mnie ] krainy. Blog, który przybliży postaci moich przyjaciół tam spotkanych, ulubione miejsca, ale również ulubione sposoby spędzania czasu. To znaczy spędzania wolnego czasu kiedy nie jestem związany pracą z moimi klientami – enoturystami.

MONTRACHET [2]

Wczoraj, podczas fejsbukowej wymiany poglądów, obiecałem pewnemu młodemu człowiekowi, że tym razem napiszę więcej o samych winach.

A właściwie to wcale nie o winach, tylko o burgundach. Bo przecież wina to wina, a burgundy, to burgundy. Dwa różne światy. Koniec. Kropka.

Mój rozmówca, nie dość, że się świetnie zna na winach, to czyta mojego bloga. Jakby jednak tego wszystkiego było mało, to nie dość, że czyta, to jeszcze komentuje. I to komentuje z sensem. Francuzi powiedzieliby: incroyable !

Ów młody człowiek do tego stopnia mnie totalnie zaskoczył, iż podjąłem rzeczone zobowiązanie zupełnie wbrew samemu sobie. Nie znoszę bowiem pisać o winach, a czytanie o nich nuży mnie do imentu. Krótko mówiąc: kultura wina - TAK / wino - NIE. Tak mnie już dobra bozia zmajstrowała, i nic na to nie poradzę.
Jestem jak najdalej od twierdzenia, iż to właśnie ja mam rację, ale klepanie bez końca tych samych formułek jest, przynajmniej dla mnie, cholernie monotonne. Żeby nie powiedzieć dosadniej.

No, ale słowo się rzekło - kobyłka u płota.

W sumie zupełnie nieżle się złożyło, bo dzisiaj jedziemy do Chassagne Montrachet, które w moim prywatnym rankingu najbardziej nudnych i bez wyrazu burgundzkich villages, zajmuje pozycję samotnego lidera, o wiele długości wyprzedzając pozostałą stawkę. Mają tutaj co prawda Château de Chassagne Montrachet, z bardzo sensownymi piwnicami, ale tak cienko się promują, że nigdy do niego jeszcze nie zajrzałem.

Pod żadnym pozorem nie można jednak zrezygnować z wizyty, a to z uwagi na tak pewną damę, jak i pewne miejsce.

Zanim dotrzemy do celu naszej dzisiejszej podróży, musimy najpierw opuścić Puligny Montrachet.


Wyjeżdżamy więc z ryneczku, uliczką vis à vis L'Estaminet des Meix i od razu, za pierwszym budynkiem, w prawo, w dróżkę wijącą się pośród winnic. Może to wygląda nieco skomplikowanie, ale absolutnie warto. Warto dlatego, że dotkniemy, poczujemy, powąchamy, zasmakujemy itp miejsc owianych największymi legendami winiarstwa. Będziemy bowiem w samym "oku cyklonu", a są nim działki (clos) Montrachet Grand Cru, Bâtard Montrachet Grand Cru, Bienvenues Bâtard Montrachet Grand Cru i Chevalier Montrachet Grand Cru.

Na kamiennym murku, otaczającym clos Bâtard Montrachet Grand Cru, wysuszymy butelczynę Crémant de Bourgogne żeby stosownie uczcić ten wielki i totalnie niezapomniany moment. Ouffff.

W samym Chassagne Montrachet mieszkają dwie mega interesujące postaci, z których jedną [prawie] na pewno spotkamy, natomiast drugiej [prawie] na pewno nie spotkamy.

Zacznę od tej drugiej. Jest nią Patrick Maclart, jeden z trzech - czterech, na serio liczących się komentatorów winiarskich / blogerów burgundzkich. Patrick'a na pewno nie spotkamy bo zawsze "lata" gdzieś po winiarzach, domenach, degustacjach itp. Ostatnio pisał wiele o Châteauneuf-du-Pape (w samych superlatywach) i o Beaujolais (bardzo negatywnie). Maclart jest jednym z niewielu komentatorow winiarskich, który nie przynudza. Jego recenzje są krótkie, super treściwe i w punktach. Tym bardziej go nie spotkamy, bo jak wieść gminna niesie, zadurzył się ostatnio nie tylko we włoskich winach, ale również w nadzwyczaj atrakcyjnej Włoszce.

Dla drugiej, z kolei, postaci warto zjechać pól świata, żeby ją poznać. Mam tutaj na myśli Caroline Lestimé, winemakerkę i jedyną dziedziczkę Domaine Jean Noel Gagnard.


Caroline jest nie tylko nadzwyczaj atrakcyjną kobietą, to jeszcze nad wyraz rozsądną. Opiekę na winnicami i winifikacją, objęła kiedy tylko jej tatuś, Jean-Noel Gagnard przeszedł na emeryturę, a jako, iż Caroline jest jedynaczką, mogła sama decydować o przyszłości domeny. Podjęła więc odważną zaiste decyzję, iżby zamiast inwestować w marketing, pr, promocję, foldery, tracenie czasu na różnych imprezach winiarskich, targach itp. itd., włożyła wcale niemałą "kasę" w mega precyzyjne badania geologiczno-klimatyczne swoich działek, aby dokładnie posiąść wiedzę co ? gdzie ? i jak ?. Dzisiaj jej śmiała decyzja przynosi fantastyczne rezultaty, ale ona sama pozostaje skromną, prześliczną damą, powtarzająca z uporem maniaka, iż to wcale nie "kasa", ale prawdziwe przyjaźnie prowadzą do sukcesu.

Burgundy Caroline są dziełami sztuki z dominującym, charakterystycznym rysem:
kobiecością.
Wszystkie jej wina są purystyczne, precyzyjne, rasowe i eleganckie. Łatwość ich w piciu jest zupełnie nadzwyczajną, natomiast delikatność jest wspólnym tłem dla rezultatów pracy najwyżej cenionych winemakerów.

Bâtard Montrachet Grand Cru , 2007, Domaine Jean Noel Gagnard
Nad wyraz trudno jest podawać noty degustacyjne dla wina – legendy, wina, o którym powiadają, iż powyżej jest już tylko sufit. Dla mnie osobiście, dodatkową trudność sprawia fakt, iż jestem doskonale świadom czyjego jest autorstwa.

Burgund ponad inne dystyngowany i wyrafinowany, nieprzeciętnie bogaty, o pełnych smakach i potężnym potencjale starzenia (ponad10 -15 lat).
Suknia: złota, połyskliwa.
Nos: mango, owoce tropikalne, cytrusy pokrewne pomarańczy.
Usta: atak owocowej świeżości, intensywny i bardzo otwarty, niska kwasowość.
Beczka: lekko-do-średnio wyczuwalna, z waniliowo tostowym tłem

Na marginesie należy zauważyć, iż tak fermentacja, jak i dojrzewanie w nowych beczkach dębowych niejednokrotnie nadają burgundom silne nuty wanilii, dębu i wędzonki.

W kontekście powyższego opisu, aż samo "pcha" się porównanie z innym, też "największym" białym winem świata. Równie wielkim, ale za to, krańcowo odmiennym.

Corton Charlemagne Grand Cru. Dla większości poważnych krytyków winiarskich, białe Corton-Charlemagne,jest najbardziej "winnym" (vineux), sowitym i szczodrym białym winem całej Burgundii. Niespotykana w innych apelacjach jego nadzwyczajna kompleksowość, wynika z unikalnych warunków
geologicznych upraw (podłoże jasno-żółte, wapienne, silnie kamieniste, doskonale przepuszczalne, głównie utwory jurajskie z górnej jury). Dla ukazania wszystkich swoich najlepszych cech, wino wymagające minimum 5-u lat dojrzewania w beczkach dębowych, przy potencjale starzenia 15 lat, ale niejednokrotnie osiągające swoje apogeum po min. 25 latach, chociaż zdarzają się roczniki, które pokazują swoje najlepsze cechy nawet po 100 latach. I nie jest to wcale nadwyraz rzadkim, czy też zupełnie ekstraordynaryjnym zjawiskiem.

Corton Charlemagne, Grand Cru, 2007, Domaine Olivier Leflaive
Suknia: złoto żółta, połyskliwa
Nos: głęboki, bogaty, silnie urozmaicony (dojrzałe cytrusy, owoce o żółtym miąższu: morele, młode brzoskwinie)
Usta: pełne, silnie zróżnicowane, żywe i zrównoważone, dominująca symbioza nut mineralnych splecionych z miodowymi, ewoluujących w kierunku rejestrów do złudzenia kojarzonych z białym rumem.
Beczka: lekko wyczuwalna, dąb, wędzonka, wanilia.

Porównanie tych dwóch burgundów, to wręcz kliniczny przykład jaki wpływ ma konkretny terroir na wino. Winnice Bâtard Montrachet Gd Cru i Corton Charlemagne Gd Cru leżą po przeciwległych stronach Côte de Beaune. Ich warunki geologiczne dramatycznie się od siebie różnią. Dla Corton jest to podłoże wapienne i silnie kamieniste, natomiast w przypadku Montrachet, jest to również podłoże kamienne tyle, że nie wapienne a gliniaste. W obu przypadkach mówimy, piszemy, recenzujemy, degustujemy i wreszcie pijemy wielkie, wielkie wina. Wielkie, ale jakże zupełnie rożne od siebie.

Teraz pozostaje nam do odwiedzenia jeszcze jedno kultowe miejsce, a jest nim Abbaye de Morgeot i otaczająca je winnica Premier Cru.


Abbaye de Morgeot (Opactwo Morgeot) to najsłynniejsza parcela winiarska. Jest ona bowiem najstarszym miejscem uprawy winnej latorośli w całej Burgundii. Historię tą rozpoczęli mnisi Zakonu Cystersów w XII-ym wieku w swoim opactwie. Opactwie dzisiaj opuszczonym i zrujnowanym. W XV w. budynki zostały spalone przez ówczesnego króla Francji, w akcie odwetu na mnichach za ich wierność swojej Pani: Marie, duchesse de Bourgogne. Ostatniej diuszesy dynastii.

Chassagne-Montrachet, Abbaye de Morgeot Premier Cru, 2009, Domaine Jean-Noel Gagnard
Suknia: słomkowa, świeża i przejrzysta
Nos: delikatny, kwiatowy z dyskretną nutą mentolową, dramatycznie dystyngowany, ale dopiero na skutek sensownego napowietrzenia, ukazuje swoje pełne wartości.
Usta: szlachetne, rasowe, w miarę gęste, zbudowane na perfekcyjnie zrównoważonej kwasowości, białe owoce i cytrusy.

Ilekroć degustuję tego konkretnego burgunda, przychodzi mi nieodparcie na myśl, iż INAO (państwowa organizacja nadająca działkom stosowne apelacje), jest tutaj wyjątkowo niesprawiedliwa. Bowiem wino, i to nie tylko moim zdaniem, jest zdecydowanie klasy Gd Cru. Żeby nie powiedzieć, że jeszcze wyżej.

Następny etap: Santenay i Côte Chalonnaise.

(cdn...)