
Bez żadnych wątpliwości największą osobowością jaką spotkałem w Burgundii była (była, bowiem opuściła ten nasz nieszczęsny padół w ub. roku) księżna Comtesse de Loisy. Kiedy po raz pierwszy mnie przyjęła w swoim rodzinnym démeure w Nuits-Saint-Georges była w wieku 96 lat, dysponowała pełnią władz intelektualnych i genialną zaiste pamięcią. Rozmawialiśmy na tematy winne, ale również o historii Polski (jej babka była Polką) i Francji, historii dynastii monarchii bułgarskiej i jeden Bóg wie na jakie jeszcze tematy. Na samo spotkanie musiałem czekać przynajmniej pół godziny w antyszambrze, bowiem księżna akurat udzielała bezpłatnej lekcji francuskiego i savoir vivre’u dwóm dziewczynkom imigrantkom z Maghrebu. Czekałem więc, ale warto było, bowiem nasza rozmowa a właściwie wymiana myśli poglądów trwała bite cztery godziny. Cztery godziny, które minęły jakby to było 10 minut. Nigdy nie zapomnę tego zaiste niezwykłego spotkania, tym bardziej, iż miało ono miejsce w ogromnym salonie z palącym się kominkiem i wystrojem nie zmienionym chyba przynajmniej od XIX w.

Dla kronikarskiego porządku dodam, iż popijaliśmy naszą nad wyraz ożywioną konwersację Crémant de Bourgogne, Comtesse de Loisy, Brut.