Napisałem już kilka (a może kilkanaście ?) blogów o mojej ukochanej Burgundii, ale ciągle odczuwałem jakieś bliżej nieokreślone uczucie niedosytu.

Dzisiaj rano tzn. w ostatnim dniu Starego Roku 2010, doszedłem do wniosku, iż takim brakującym ogniwem powinien być blog bardziej personalny. Blog który opisze moje osobiste odczucia z tej bajkowej [ przynajmniej dla mnie ] krainy. Blog, który przybliży postaci moich przyjaciół tam spotkanych, ulubione miejsca, ale również ulubione sposoby spędzania czasu. To znaczy spędzania wolnego czasu kiedy nie jestem związany pracą z moimi klientami – enoturystami.

ÉLÉGANCE DES VOLNAYS


VOLNAY to jedno z dziesiątek, prawie nie różniących się od siebie burgundzkich villages (miasteczek). Nie różnią się one wiele od siebie, bowiem w znakomitej większości położone są pośród winnic tzn. są nimi otoczone, wszystkie domy, châteaux itp. są bardzo, bardzo stare i wykonane z lokalnego kamienia. Każde z rzeczonych villages bez wyjątku posiada ryneczek (marché) i tuz obok niego kamienny kościółek ze strzelistą wieżą / dzwonnicą z dzwonem wybijającym pełne godziny.

To z czym my Polacy, z trudnością możemy się oswoić to fakt, iż kościół jest, tyle że zamknięty na cztery spusty, a dzwon uruchamiany jest elektronicznie. Trudno jest dla nas
również przyzwyczaić się do faktu, iż w villages nie ma sklepów, sklepików itp. Jedyne jaki mi są znane to maleńkie casino przy rynku w Meursault , boulangerie w Puligny Montrachet (moja ulubiona) i w Morey St Denis. Zakupy robi się w Beaune, przeważnie w Carrefourze. To co jest również dla nas zdumiewające, to to, iż praktycznie na uliczkach nigdy nie ma żadnych ludzi ! Dopiero jednak, kiedy się zrozumie ile pracy wymaga zajmowanie się winnicą, można to doskonale zrozumieć. Wszyscy są po prostu praktycznie zawsze "w polu" (na nasze) albo "dans les vignes" (po ichniemu).

Jako się rzekło Volnay jest jednym z takich własnie typowych villages, a położone jest ono pomiędzy słynnym Château de Pommard i samym Pommard, a Meursault.

Muszę sobie tutaj pozwolić na małą dygresję enologiczno-geofizyczną.

Otóż rejon, którego dotyczy mój blog nosi nazwą Côte d'Or (Złote Zbocze) i ciągnie się z południa na północ( a może z północy na południe ?). Przewodniki turystyczne twierdzą, iż swoja nazwę Côte d'Or zawdzięcza faktowi, iż zbocza pokryte w znakomitej większości najwspanialszymi winnicami świata, które jesienią przebarwiają się na zupełnie oszałamiający, złoty kolor. Rodowici jednak Burgundczycy, mają w nosie takie frajerskie bajery i doskonale wiedzą, iż wartość centymetra kwadratowego tych gruntów o niebo przewyższa wartość złota.

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o "kasę". Prawda ?

Otóż rzeczone Côte d'Or, mniej więcej w środku podzielone jest geologicznie na część północną (starszą) i część południową (młodszą). Traf chciał, iż miejsce podziału wypada dokładnie w kamieniołomach Comblanchien (Pierre de Comblanchien) w mojej ulubionej knajpce Les Routiers, o której piszę w innym miejscu tego bloga.

Wróćmy jednak do naszych baranów.

Otóż północna część Côte d'Or, nosi nazwe Côte de Nuits i uprawia się tam praktycznie wyłącznie pinot noir i jest ona prawdziwa ojczyzna czerwonych burgundów.

Południowa natomiast część, nosi nazwę Côte de Beaune i uprawia się tutaj praktycznie wyłącznie chardonnay. Innymi słowy jest ojczyzną białych burgundów. Nie jest to jednak do końca prawdą, bowiem uprawia się tutaj, rzadko bo rzadko, ale jednak uprawia pinot noir.

Najsłynniejszymi tutaj wyjątkami są właśnie apelacje VOLNAY i POMMARD.

Zgodnie z tradycją od 2005 r., miłośnicy apelacji VOLNAY spotykają się corocznie w ostatnią sobotę czerwca,na swoim święcie ÉLÉGANCE DES VOLNAYS.

Nie bedzie wielka przesada, kiedy powiem, iż jest to prawdziwy zlot prawdziwych fanów VOLNAY z całego świata.

Nie bez kozery święto to, nosi nazwę ÉLÉGANCE DES VOLNAYS, bowiem burgundy tej właśnie apelacji uważane są powszechnie za najbardziej eleganckie wina świata:

• elégance
• finesse
• subtilité

Sama nazwa Volnay, pochodzi od pogańskiego bożka wód źródlanych - Volan. Jak już wspominałem, Volnay to typowe burgundzkie village. Typowe również dlatego, bowiem praktycznie wszystkie, wiekowe, kamienne zabudowania miasteczka to miejsce zamieszkania, od pokoleń, rodzin, a raczej rodów winiarskich. Dominującymi tutaj nazwiskami są Rossignol i Boillot. Typowe, bowiem na pierwszy rzut oka wydaje się leniwe i senne. Nic jednak bardziej złudnego: praca winiarzy to nigdy nie kończący się wysiłek 365 dni w roku. Każda pora roku wymaga przecież innej pracy, czy to w winnicy, czy to już przy winifikacji samego soku z winogron zaraz po winobraniu. Napisałem chyba o tym bardziej precyzyjnie kilka dni temu (re: Sekator i la Chablisenne). Zabiegi te polegające na przycinaniu winnej latorośli od góry, zmuszają ją do zachowania jednakowej wysokości (podobnie jak żywopłot), tak aby wszystkie najcenniejsze soki zostały zużyte przez właśnie rodzące się winne grona, a nie przez zbędne przyrosty. Niewielcy winiarze stosują do takiego zabiegu zwykły, duży sekator , ale inni jeżdżą po winnicach pokracznymi, przypominającymi pająki, traktorami winiarskimi.

Samo święto ÉLÉGANCE DES VOLNAYS jest na pewno bardzo dalekie od naszych przyzwyczajeń piknikowo-eventowych z głośną muzyką, dmuchanymi zjeżdżalniami, balonami i innymi balonikami, żeby nie zapomnieć o nieodzownym pyfku w plastikowych kubkach.

Jest przede wszystkim skromne. Skromne podobnie jak cała Burgundia.

Święto składa się zawsze z kilku nieodzownych wydarzeń, a mianowicie:

1. Konkurs na najlepsze crus, wyłaniane w degustacji w ciemno przez wyłącznie (!) damskie jury
2. Degustacje w winnicach i w piwnicach u winiarzy
3. Posadzenie, przez Przewodniczącą jury, nowych sadzonek winnej latorośli na wysoko położonej działce (climat) Premier Cru Clos Elégance, dla upamiętnienia wydarzenia
4. Wieczorny bankiet

Ponadto, przez cały czas udostępniona jest dla gości Cave aux Arômes (Piwnica Aromatów), gdzie samemu można z dziecinną łatwością nauczyć się rozpoznawać zapachy jakie odnajdujemy zwykle w naszym kieliszku burgunda.

Najbardziej niezapomnianymi zdarzeniami są bez wątpienia degustacje w winnicach i wieczorny bankiet.

Podczas tego ostatniego, dania przygotowane są przez najbardziej renomowanych szefów, natomiast burgundy to najcenniejsze butelki dostarczane przez lokalnych winiarzy.

Podczas degustacji w winnicach, istnieje niebywała zaiste okazja poznania tak najwspanialszych Volnays w jednym miejscu i w jednym czasie, jak i prawdziwych tak profesjonalistów jak i entuzjastów-amatorów enologii.

Żeby być jednak do końca precyzyjnym, to nie w jednym miejscu, ale w dwóch. Miejsca te (chapiteaux), to zadaszone namiotami stoły degustacyjne ustawione w dolnej (apelacje Bourgogne i Village) i w górnej części winnic (Premier Crus). Do degustacji przygotowano burgundy z 31 domen, natomiast komunikację pomiędzy samymi chapiteaux, jak i rynkiem, zapewniały bezpłatne, konne bryczki. Największym problemem organizatorów zdawał się jednak być nieprawdopodobny wprost upał, który często niekorzystnie wpływał na odpowiednią temperaturę degustowanego wina. Co prawda wszystkie wina przechowywane były w zaparkowanych przy stołach samochodach chłodniach, jednak zawsze korzystniej było sprawdzić czy burgund nie stał zbyt długo na stole.

I ja tam byłem. Co prawda miodu nie piłem ale Volnays – tak. Zawsze byłem zauroczony tą apelacją, ale to co odkryłem w kilku z degustowanych win, pozostawi na pewno nigdy nie zatarte wrażenie. Takimi „gwiazdami” (przynajmniej dla mnie) były Premier Crus od Domaine Lucien Boillot Volnay: 1er Cru „Caillerets” 07 i od Marquis d’Angerville: Volnay 1er Cru 98.

Byłem, ale niestety nie do samego końca, bowiem moi klienci nie mieli ochoty na wieczorny bankiet, i siłą rzeczy musiałem im ulec. Klient ma ZAWSZE rację, prawda ?

Jedna rzecz natomiast nie ulega najmniejszej wątpliwości, a mianowicie to, iż już nie mogę się doczekać ostatniej soboty czerwca w przyszłym roku. Oczywiście soboty spędzonej w Volnay, Burgundia na święcie ÉLÉGANCE DES VOLNAYS' 2011.

VOLNAY by OLA BERGMAN