Kilka uwag ogólnych, pisanych bez ładu i składu, ale za to z ogromnym sercem o bajkowym zaiste miejscu jakim jest Bourgogne.
Innymi słowy
moje burgundzkie myśli nieuczesane
*********************************************************************
CZĘŚĆ IV
Ilekroć dobry los rzuciłby Cię do Burgundii, zechciałbyś zdegustować słusznego burgunda i zajrzałbyś do lokalnego winiarza „z krwi i kości” i „z dziada pradziada”, możesz założyć z największa dozą prawdopodobieństwa, a raczej pewności, iż zostaniesz zawsze bardzo gościnnie przyjęty przez samego gospodarza (o ile oczywiście nie jest on akurat dans les vignes tzn. w winnicy), spotkasz więc postać w [najczęściej] silnie zabłoconych butach, w mocno poplamionym winem i nieco sfatygowanym ubraniu. Postać, której nazwisko jednak widnieć będzie dumnie na etykiecie każdej z butelek, jaką będziecie degustować. Pamiętaj jednocześnie żeby zarezerwować sobie sporo czasu na podobną wizytę, bowiem pośpiech tutaj jest oznaką faux pas. Nie uchodzi również nie zakupić przynajmniej 2-3 butelek przy pożegnaniu „na drogę”.
Nieco inaczej wyglądałaby podobna wizyta w regionie Bordeaux. Gdybyś więc zechciał łaskawie odwiedzić któryś z renomowanych châteaux, to również spotkasz się z nadzwyczaj gościnnym przyjęciem. Zaopiekuje się więc Tobą mega-profesjonalnie jedna z nad wyraz elegancko odzianych postaci z następującego areopagu: sales manager, pr manager, marketing manager lub export manager. Mega-profesjonalnie i totalnie bezosobowo. Będzie również mało prawdopodobne żebyś spotkał się z właścicielem, bowiem praktycznie niemal wszystkie sensowne châteaux należą tutaj li to do wielkich korporacji, li to do mega zamożnych arabskich szejków, a od pewnego czasu do równie obficie nadzianych Chińczyków i Rosjan.
Kolejną różnicą pomiędzy tymi dwoma regionami jest to, iż w Bx stosowana jest nazwa château (zamek), natomiast w Bgne, domaine (domena). Oczywiście w szeregiem wyjątków, jak to w winiarstwie zawsze bywa.
Wracając teraz do naszych baranów.
Jeszcze fajniej jest w Bgne kiedy zamieszkasz u winiarza (chambres d’hôtes), u którego poza samymi pokojami typu Bed&Breakfast jest też tzw. table d’hôtes Zostaniesz wówczas zaproszony (odpłatnie) do domowego stołu na typowo burgundzkie jedzonko z winami gospodarza. Typowo burgundzkie jedzonko to znaczy zaczniecie od apéro czyli apéritif np. kir albo kir royale z amuse gueule (coś „na ząbek”) na ten przykład gougéres, dalej przystawka np. ślimaki (escargots), potem danie główne np. bœuf bourguignon (wołowina po burgundzku), sery (typowe lokalne sery to : citeaux, brillat-savarin, epoisses, soumaintrain ) i deser (np. mousse au chocolat albo tarte aux fruits). Do każdego dania (ale raczej za wyjątkiem deseru), stosownie dobrany inny burgund, a na sam koniec digéstif (z reguły marc de Bourgogne).
(cdn)